Od urodzenia, czyli ponad pół wieku, mieszkam
w Warszawie. Zawsze żyłam blisko natury, co – jak sądzę - miało ogromny wpływ na moje postrzeganie świata i
sprawiło, że to czego szukałam, odnalazłam właśnie w
Tai Chi Kung (
Tai Ki Kung).
Jako dziecko brałam aktywny udział w
życiu sportowym szkoły, niestety, na początku drugiej klasy liceum okazało się, że jestem poważnie chora na serce. Wtedy moje życie diametralnie się zmieniło – konieczne były długie i
częste pobyty w
szpitalu, zwykłe codzienne czynności urastały do rangi problemu.
Na szczęście, po kilku latach, lekarzom udało się na tyle podreperować moje zdrowie, że pobyty w
szpitalu były trochę rzadsze, ale niestety nie na tyle, żebym mogła zupełnie normalnie funkcjonować. Choć studiowałam arabistykę, na początku lat 90, mimo ogromnych obaw czy podołam, podjęłam pracę w
medycznym laboratorium diagnostycznym, gdzie zajmowałam się administracją i
biurem, byłam także odpowiedzialna za kontakty z
klientami.
Gdy skończyłam 45 lat, wieloletni brak aktywności fizycznej zaczął mi się dawać we znaki. Dokuczały mi bóle kolan, krzyża, szyjnego odcinka kręgosłupa. Mimo że praca pochłaniała ogromną część mojej energii i
sił, zaczęłam poszukiwać takiej formy ruchu, która leżałaby w
granicach moich możliwości.
W 2001 r. trafiłam do szkoły
Lady Malinakovej, nauczycielki Tai
Chi Kung (Tai Ki Kung)
Stylu San Feng. Początki nie były łatwe. Bardzo często w
czasie zajęć musiałam odpoczywać, niekiedy – po całym dniu pracy - wydawało mi się, że nie będę miała siły ćwiczyć, musiałam walczyć z
pokusą by nie zrezygnować z
zajęć. Po pewnym czasie ze zdumieniem stwierdziłam, że po praktyce moje samopoczucie bywa często lepsze, niż przed. Z
czasem moje ciało stawało się coraz sprawniejsze.
Po trzydziestu paru latach mało aktywnego życia mięśnie, stawy i
ścięgna zaczęły inaczej pracować, pozbyłam się bólu i
denerwującego „skrzypienia” w
kolanach. Co więcej, okazało się, że za sprawą
Tai Chi Kung - które początkowo traktowałam wyłącznie jako formę ruchu - zaczęło zmieniać się nie tylko ciało. Stopniowo wyciszał się umysł, a
ja zaczęłam lepiej rozumieć siebie i
innych ludzi. Pojęłam, że zaczął się nowy etap w
moim życiu – niekończącej się pracy nad sobą. Wydało mi się to bardzo pociągające.
W tej chwili dzięki Tai Chi (Tai Ki Kung) i
tradycyjnej medycynie chińskiej rozrusznik – który przez ponad 20 lat wspomagał pracę serca i
miał być wymieniony w
grudniu 2007 r. okazał się niepotrzebny. Teraz jest tylko atrapą, a
ja – jak to we wrześniu 2008 r. stwierdził kardiolog – nie wymagam leczenia w
Poradni Kardiologicznej.
W lipcu 2008 r.
Mistrz Ming na seminarium w
pobliży Bratysławy wyraził zgodę na prowadzenie przeze mnie grupy. Tak stałam się nauczycielką Tai Chi Kung (Tai Ki Kung).
Od października 2008 r. próbuję przekazać swoje spostrzeżenia i
doświadczenie innym, w
nadziei że Tai Chi odmieni ich życie - tak jak i
moje - na lepsze. Wierząc ogromnie w
siłę tradycyjnych praktyk taoistycznych zajmuję się także zdrowotnym masażem stóp
On Zon Su i
praktykuję
medytację Złotego Łańcucha.
W dalszym ciągu uczestniczę w
zajęciach prowadzonych przez
Ladę Malinakovą i
staram się, w
miarę możliwości, jak najczęściej brać udział w
seminariach mistrza
Ming Wonga. A
wszystko po to by moja praktyka była jak najpełniejsza czyli czyniła zadość wskazaniu: ćwicz z
nauczycielem, przyjaciółmi i
sam.